sobota, 23 lutego 2013

Dwa oblicza samotności.

Okazuje się że są dwa oblicza samotności. Pomorskie i dolnośląskie. 

Trzy ostatnie dni spędziłam przykuta do łóżka, ociężale podnosząc się tylko żeby zrobić herbatę i ewentualnie odebrać telefon.. Chora byłam, ale tak na prawdę wzbudziło (albo raczej obudziło na nowo) głęboką, niewytłumaczalną chorobę psychiczną w której zafiksowana we własnej bezsilności wpadam w marazm i swoisty nieład. Rozczochrane myśli pruszczańskiej kanapy przeniosły mnie do tego samego miejsca co rok temu gdzie po prostu nie wiedziałam co ze sobą zrobić, nic nie mogłam poukładać w głowie i w sercu, nie znałam swojego miejsca anymore. Wszystkie uczucia wróciły oczywiście bumerangiem, zobaczyłam ducha samej siebie - Agnieszki 2.0 - która miotała się po tym samym domu bezwiednie, nie ucząc się do matury, nie chodząc do szkoły, oglądając te same bajki w tv, zalewając się "mlekiem z kawą" i łzami. 

I tu przypomniałam sobie czemu wyjechałam. Wybrałam samotność dolnośląską bo jest.. łatwiejsza. Tam nie ma duchów przeszłości, tam jest Agnieszka wersja 3.0, też samotna ale inaczej samotna. Za trzy dni znowu usiądę w swojej kuchni wyciągając na pufie obolałe po pracy nogi, otoczona przyrządami kreślarskimi, znowu położę się spać za późno, znowu pogrążę się w zapachu wrocławskiej nocy tak bardzo pustej,ale o tyle lżejszej (że tak zacytuję pewnego artystę). 

Z perspektywy czasu, ironicznie wciąż nie wiem którą samotność wolę. Obie są moje, autorskie wręcz, na swój sposób wyjątkowe ale w różny sposób budujące. Wrocław rodzi nowe perspektywy, tka nici nowego życia, zupełnie świeżego startu. Ale Pruszcz? W samym sercu Pruszcza, w zaciszu czerwonego pokoju, w małej szkatułce gdzieś na samym dnie morza kryje się ostatni, niezgaszony płomyczek, nie! nawet już nie płomyczek, iskierka wręcz. Nadziei. Która już dawno umarła ostatnia ale regularnie udaje jej się zmartwychwstać. Cholera wie czemu i po co.

niedziela, 17 lutego 2013

Nadawane z Gdańska.

Pomimo zacinającego się laptopa, niedziałającego kabla, niezrobionych galaretek,które miały być częścią wystroju, wyszło całkiem pozytywnie. Absolutnie niesamowitą rzeczą jest obudzić się rano i zobaczyć że prawie wszystko jest posprzątane i błyszczące - to się nazywają najcudowniejsi goście na świecie.

Oczywiście oblewaliśmy egzaminy zdane i te niezdane, zeszły semestr i ten następny. Zaskakujące jak niby wszyscy robimy to samo - studiujemy, a tak bardzo się różnią teraz nasze życia. Jak się układają losy, jak zostały rozdane karty, aż wreszcie jak się zmieniło...

 Nie zabrakło wdzięcznego dźwięku gitary, krzyczenia z Kultem i BRem, pewnego nakładu alkoholu i pozytywnej energii.

Dziękuję !






































piątek, 8 lutego 2013

Nie samą sesją żyje człowiek.

Miałam napisać to wczoraj, ale czas mi uciekł przez palce,albo raczej przez brzegi ekierki bo uczyłam się geometrii.

Nie wiem czy już to pisałam,ale jestem osobą, która prawie codziennie słucha radia (bo MP3 nie działa, a komputera z muzyką nie zawsze chce się włączać). I oczywiście nic mnie nie denerwowało wczoraj bardziej niż ciągłe: "ILE ZJEDLIŚCIE DZISIAJ PĄCZKÓW?!" Cholera, czy to już się nie robi nudne? I czy to kiedykolwiek było interesujące ile kto zjadł?! Dajcie mi żyć i puśćcie muzykę. Ale i tak najbardziej położył mnie na łopatki tekst "Nie taki czwartek tłusty, jeśli pójdzie w biusty" - nie ma co, radio rozwija swoją elokwentną narrację... 

Wracając - ja zjadłam cztery. Dwa z różą (przyzwoite), jeden z budyniem (chociaż budyniu wcale w środku nie było, ale miał ładną posypkę) i jeden z ajerkoniakiem (który tak intensywnie zajeżdżał spirytusem że dobrnęłam tylko do połowy). Dopiero przy kupnie pączków zdałam sobie sprawę że czymś, czym Gdańsk przerasta Wrocław jest Sowa i cudowne, tradycyjne w moim domu kochanym pączki z toffi. A nie będę teraz latać po całym mieście szukając innych.

Potem przyszła pora na przykre rzeczy czyli uczenie się geometrii i ból brzucha (A DOMINIK WYPIŁ MI CAŁĄ MIĘTOWĄ HERBATĘ!). 


Przy okazji przedstawiam Państwu aktualnie dwie najważniejsze książki w moim życiu: 13 wykładów z geometrii wykreślnej i Trans-atlantyk, w który wpadłam po uszy, ale nie od dziś wiadomo że kocham Gombrowicza.





 

środa, 6 lutego 2013

Tak będę was dalej męczył ;P



Wszystko jest lepsze od uczenia się, tak wiem już to mówiłem ale cóż, to prawda... Za zachętą pewnej osoby (chociaż ta osoba nic nie mówiła) nagrałem coś swojego, a mówiłem że dopiero po egzaminie...
Słowa, muzyka, wykonanie to niestety albo stety moja pokrętna inwencja twórcza. Jeżeli komuś się spodobało niech da znać w końcu muzyka jest dla was nie dla mnie... :)

P.S (Wielkie dzięki dla Masła (Michała) za wymyślenie tak wspaniałego motywu gitary solowej, macie przyjemność słuchać go we wstępie)

niedziela, 3 lutego 2013

Wicked (cover)

4 dni do egzaminu... uczyć się już nie chce to nagrywam... Piękna piosenka w akustycznym wykonaniu, może nie wszystko jest idealnie ale chyba nie jest najgorzej...