niedziela, 30 czerwca 2013

Ostatni bastion

Wyprowadzanie się ze swojego pierwszego mieszkania jest jednym z bardziej frustrujących przeżyć dorosłego człowieka. Rok szkolny przeleciał piorunem, każda godzina była minutą, każdy dzień spłynął na tygodniu, każdy tydzień szybciutko stawał się miesiącem. Nie zdążyłam nawet nacieszyć się posiadaniem wlasnego mieszkania, coś stało się rutyną, było przecież ważną częścią tego wszystkiego. Przez cały rok dorosłam przecież bardziej niż przez wcześniejsze 18 lat.

Z Mirką zaczęłyśmy od jej mieszkania, segregując ciuchy, co okazało się trudniejsze niż cokolwiek innego. Tak przynajmniej myślałam, dopóki nie przyjechałyśmy do mnie i nie zobaczyłam swojego dobytku rozwalonego po całej podłodze, powodzi butów w przedpokoju, zbyt dużej ilości kurtek, bluzeczek, swetrów które (koniecznie!!) muszę wziąć ze sobą, biżuterii rozsianej po wszystkich pokojach, setki lakierów do paznokci i całego mnóstwa innych pierdółek z którymi nie mogę się rozstać. 

W związku z tym, Mirka zrobiła obiad (cudowne risotto z pieczarkami), usiadlyśmy z piwem w tym syfie i oglądałyśmy Friendsów jak całkiem rozsądne osoby w takiej sytuacji. 

Gdy wszystko zostało w miarę ogarnięte musiałam oczywiście zamalować swoje abstrakcje na ścianie, co okazalo się... no nie aż takie proste. Moje potrzeby dekoratorskie sprzed roku okazały się nieporównywalne co do wysiłku przy ich unicestwianiu. 

No ale czym byłby ostatni wrocławski bastion bez ostatniej wrocławskiej imprezy w tym roku szkolnym. Nie przeszkadzał mi nawet fakt że nie przespałam całej nocy a na 8 miałam ostatni dzień w pracy. No i zawsze pomaga wieczorna kolacja na której faceci gotują, a my z Mirką siedzimy plotkując!



























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz