wtorek, 6 listopada 2012

Back to Wrocław, obiad i kamień, potem kamień, a na koniec zgadnijcie co.... ha nie to tylko rysunek :P

Wracając z Gdańska kuszetką trafiłem na bardzo miłe starsze panie, nie będę mówił, że nie, było "przyjemnie" i nawet się "wyspałem". Wróciłem do Wro wcześnie rano, smętno, szaro, zimno, samotno, nic tylko szybko do domu zjeść czekoladę i do wyrka spać. Potem filharmonia, kwestionariusz, kawa, dalej smętna pogoda, długi spacer i wreszcie dotarłem do mieszkania Agi...

Po drodze kupiłem schab. Aga zrobiła kotlety, a ja zająłem się obieraniem ziemniaków. Naszym dylematem było który słoik z sałatką otworzyć :P w końcu zwyciężył ten po prawej :P ( nie tej prawej, tej drugiej!!! ) Powiem wam szczerze, że obiad wyszedł przepyszny, taki domowy, po prostu mniam... zresztą zobaczcie na zdjęciach...

Po tym jak, że pysznym obiedzie przyszedł czas na poważne rozmowy o życiu i śmierci : P nie no żartuję, rozmawialiśmy, w sumie to dyskutowaliśmy na temat psa i stwierdziliśmy, że jeszcze trzeba się zastanowić, dobra ja tak stwierdziłem, a Aga wciąż piszczała do zdjęć psiaków na internecie...

Aż w końcu tajemniczy kamień, i jeszcze więcej kamienia, granity, piaskowce, marmury, dolomity, łupki, otoczaki, anhydryty, gnejsy i porfiry jednym słowem masakra. No ale projekt to projekt, trzeba zrobić, tak więc cóż, siedzimy i wymyślamy co z czego zrobić. Teraz ja sobie ładnie pisze, piję herbatkę, a Aga ciężko pracuje :P Do zobaczenia wkrótce...








1 komentarz: