niedziela, 9 grudnia 2012

Podróż do innego wymiaru.

Dla Żanety Wrocław okazał się alternatywną rzeczywistością, bezpieczną ucieczką na dwa dni, drugim wymiarem życia.

Po kilku przeciwnościach losu, zarwaniach chmury wyszłyśmy na prostą, na Rynek na którym zapalali uroczyście choinkę, na grzańca (tym razem brzoskwiniowy i świąteczny), wyszłyśmy na cudownie padający śnieg, na aromat świąt, na mroźny uśmiech losu.

Wieczorem odpuściłyśmy sobie jedną imprezę na konto Skype'a z Dexem (i okazjonalnie Szubem), śpiewałyśmy jak głupie, jadłyśmy pyszną sałatkę, po czym około 1 wybrałyśmy się na drugą imprezę (ta już nas nie mogła ominąć). Żaneta okazała się osobą urodzoną do bywania w klubach (a to przecież nie to samo co ostre koncerty) i była wręcz rozchwytywana przez facetów! .Ostatecznie wróciłyśmy do domu roześmiane i zadowolone z życia.

Następny dzień zaczęłyśmy placuszkami ( dżem śliwkowy-ja, dziwny dżem mango z chilli(!)- Żaneta) i tradycyjną już kawą z cynamonem. I zaczęłyśmy nagrywać. Nagrywać i nagrywać. Jestem pewna że moi sąsiedzi już dawno zwariowali. Nasze dwa donośne głosy dumnie brzmiące w powietrzu układały się w mniej lub bardziej idealne harmonie i płynęły jak za starych dobrych czasów dwójkowego radiowęzła. Oczywiście przy wykonaniu Lonely Day było słychać wyraźny brak głosu Karoliny (który jeszcze musimy uzupełnić. KONIECZNIE, Karolino!) Zdecydowanym hitem okazało się wykonanie (ponowne) Time Tonight Frusciante i Tears in Heaven Claptona. Jeszcze z pewnością uraczymy Was większą ilością nagrań.

Podsumowując, Żanetka odjeżdżając zdała się mieć lepszy humor i samopoczucie z którymi tutaj przyjechała. Do Gdańska wróciła Żaneta Wrocławska. Moja!


(jako nie związany z tematem dopisek umieszczam tu wyrazy szczególnego oburzenia, że pewien Pan Jakub  przyznał się że był 100km od Wrocławia, a nie wpadł. Od Pana Jakuba wymaga się zadośćuczynienia.)



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz