Dzień jak co dzień, chociaż nie! Jaki normalny człowiek
mając nastawiony budzik na 6.30 wstaje o 5.30!!! No niestety ja… Nie wiem czemu
ale zawsze budzę się przed budzikiem co mnie strasznie wkurza. Ale nie o tym
miałem pisać :)
Bus o magicznej nazwie „C” jedzie prawie z pod mojego
mieszkania na pl. Grunwaldzki (okolice polibudy, tak dla niewtajemniczonych, a
jak by ktoś nie wiedział gdzie jest polibuda to w okolicach pl. Grunwaldzkiego
:P ) Pomyślcie sobie, stoicie na przystanku, zimno jak cholera, wieje, zaspani ledwo
widzicie na prawe oko o lewym już nie wspominając, trzymacie papierowy bilet w zmarzniętej
dłoni i czekacie na „C” i w pewnym momencie… tak… jest i on, czerwono-żółta
plama ledwo widoczna na horyzoncie powoli przemieszcza się w waszym kierunku,
myślicie sobie zaraz będzie ciepło, a może nawet usiądę, nie, nie najpierw
bilet potem można usiąść. Cudowne
uczucie prawda? Nareszcie podjeżdża, przez szyby prawie nic nie widać,
otwierają się drzwi…. i duuuupa… za cholerę się nie da wcisnąć ani z tyłu ani z
przodu o środku już nie wspomnę, ale jak to polak pomyśli, „jak się popieści to
sie wszystko zmieści” i się zmieściłem : P
7.30. Polibuda. Wykład. Technologia Informacyjna. I tu
nasuwa się tylko jedna myśl „cholera co ja tutaj robię przecież powinienem spać!”.
Okazało się że jest zastępstwo, czyli nic się nie dowiedziałem o tak zwanym „zaliczeniu”
;) Ale to nie wszystko, wykładowca, wyglądał jak by się urwał z choinki i
idealnie nadawał się do kabaretu. Zaczął wykład od słowa „Werd” (Word) co
już samo w sobie i w jego ustach i głosem jest śmieszne. Po skończonym wykładzie dowiedziałem się jak edytować tekst w „Werdzie”
przez dwie godziny, a nie przez 30 min. Taaaaak wiele się nauczyłem, na przykład
mogę podać że umiem już co raz lepiej rysować :P
Algebra ćwiczenia niby nic niezwykłego i wspominam to tylko
z jednego powodu. Siedzę sobie z Żabą (kumpel) w pierwszej ławce i czekamy aż
kobitka poda co mamy robić i poprosi kogoś do tablicy. Zgłosił się taki jeden.
Skupiłem się na treści zadania, czytam, czytam, robię przykład „a” patrzę na
tablicę, a gościa już nie ma wszystko rozwiązane. Mówię wam on myśli szybciej
niż komputer…. Ale tak nawiasem mówiąc, spoko koleś z niego jest :P
Dzień zakończył się jak że miłym wyjściem na kawę. W
magicznej scenerii padającego deszczu i spokojnej muzyki, z kubkiem gorącej
kawy i sernikiem można było tak siedzieć w nieskończoność. I tu powinien być
koniec… ale nie…
Odprowadzając Agę na przystanek zaszliśmy do „Żabki” po
bułki i po sok. Wziąłem sok i staję w kolejce. Jakiś młody facet. Kasuje. 5,50
za 2l soku. Wyciągam kartę. Terminal się zepsuł. Gotóweczka. Wiedziałem że mi
zabraknie gdyż miałem tylko 3zł z groszami ale wysypuję wszystko na rękę,
kostki do gitary, monety i szukam. 3,58.
Cholera. Koleś tak patrzy i mówi „ Kostki, solowa czy podkład?”, a ja „Jedna i
druga” na co on „To trzeba się kiedyś zgadać, obczaj nas na FB zespół push the…”
coś tam nie pamiętam ale Aga na pewno pamięta :D Co więcej, pani stojąca za mną
mówi „Ile Ci brakuję, to Ci dołożę bo się spieszę i nie mogę się spóźnić do
pracy” na co ja wielkie oczy, trochę speszony „nie, nie trzeba, ja odłożę” ale kobieta
naciskała i się zgodziłem na 2 zł :P Powiedziała jeszcze, „czym jest marne 2zł
jak w grudniu będzie koniec świata”…
Tak, Wrocław ciągle mnie zaskakuje....
Mogłabym prosić o tą druga czcionkę??? Bo tą się strasznie źle czyta.
OdpowiedzUsuńJ.