środa, 10 października 2012

Bus C, Werd, Algebra i inne takie…



Dzień jak co dzień, chociaż nie! Jaki normalny człowiek mając nastawiony budzik na 6.30 wstaje o 5.30!!! No niestety ja… Nie wiem czemu ale zawsze budzę się przed budzikiem co mnie strasznie wkurza. Ale nie o tym miałem pisać :)

Bus o magicznej nazwie „C” jedzie prawie z pod mojego mieszkania na pl. Grunwaldzki (okolice polibudy, tak dla niewtajemniczonych, a jak by ktoś nie wiedział gdzie jest polibuda to w okolicach pl. Grunwaldzkiego :P ) Pomyślcie sobie, stoicie na przystanku, zimno jak cholera, wieje, zaspani ledwo widzicie na prawe oko o lewym już nie wspominając, trzymacie papierowy bilet w zmarzniętej dłoni i czekacie na „C” i w pewnym momencie… tak… jest i on, czerwono-żółta plama ledwo widoczna na horyzoncie powoli przemieszcza się w waszym kierunku, myślicie sobie zaraz będzie ciepło, a może nawet usiądę, nie, nie najpierw bilet potem można usiąść.  Cudowne uczucie prawda? Nareszcie podjeżdża, przez szyby prawie nic nie widać, otwierają się drzwi…. i duuuupa… za cholerę się nie da wcisnąć ani z tyłu ani z przodu o środku już nie wspomnę, ale jak to polak pomyśli, „jak się popieści to sie wszystko zmieści” i się zmieściłem : P 

7.30. Polibuda. Wykład. Technologia Informacyjna. I tu nasuwa się tylko jedna myśl „cholera co ja tutaj robię przecież powinienem spać!”. Okazało się że jest zastępstwo, czyli nic się nie dowiedziałem o tak zwanym „zaliczeniu” ;) Ale to nie wszystko, wykładowca, wyglądał jak by się urwał z choinki i idealnie nadawał się do kabaretu. Zaczął wykład od słowa „Werd” (Word) co już samo w sobie i w jego ustach i głosem jest śmieszne. Po skończonym wykładzie dowiedziałem się jak edytować tekst w „Werdzie” przez dwie godziny, a nie przez 30 min. Taaaaak wiele się nauczyłem, na przykład mogę podać że umiem już co raz lepiej rysować :P 

Algebra ćwiczenia niby nic niezwykłego i wspominam to tylko z jednego powodu. Siedzę sobie z Żabą (kumpel) w pierwszej ławce i czekamy aż kobitka poda co mamy robić i poprosi kogoś do tablicy. Zgłosił się taki jeden. Skupiłem się na treści zadania, czytam, czytam, robię przykład „a” patrzę na tablicę, a gościa już nie ma wszystko rozwiązane. Mówię wam on myśli szybciej niż komputer…. Ale tak nawiasem mówiąc, spoko koleś z niego jest :P 

Dzień zakończył się jak że miłym wyjściem na kawę. W magicznej scenerii padającego deszczu i spokojnej muzyki, z kubkiem gorącej kawy i sernikiem można było tak siedzieć w nieskończoność. I tu powinien być koniec… ale nie… 

Odprowadzając Agę na przystanek zaszliśmy do „Żabki” po bułki i po sok. Wziąłem sok i staję w kolejce. Jakiś młody facet. Kasuje. 5,50 za 2l soku. Wyciągam kartę. Terminal się zepsuł. Gotóweczka. Wiedziałem że mi zabraknie gdyż miałem tylko 3zł z groszami ale wysypuję wszystko na rękę, kostki do gitary,  monety i szukam. 3,58. Cholera. Koleś tak patrzy i mówi „ Kostki, solowa czy podkład?”, a ja „Jedna i druga” na co on „To trzeba się kiedyś zgadać, obczaj nas na FB zespół push the…” coś tam nie pamiętam ale Aga na pewno pamięta :D Co więcej, pani stojąca za mną mówi „Ile Ci brakuję, to Ci dołożę bo się spieszę i nie mogę się spóźnić do pracy” na co ja wielkie oczy, trochę speszony  „nie, nie trzeba, ja odłożę” ale kobieta naciskała i się zgodziłem na 2 zł :P Powiedziała jeszcze, „czym jest marne 2zł jak w grudniu będzie koniec świata”… 

Tak, Wrocław ciągle mnie zaskakuje.... 





1 komentarz:

  1. Mogłabym prosić o tą druga czcionkę??? Bo tą się strasznie źle czyta.
    J.

    OdpowiedzUsuń