czwartek, 25 października 2012

Ekipa z czerwonego… Matiza, telewizor, gotowanie i inne takie…



Wtorek  któryś tam chyba ten ostatni. Tak… zdecydowanie ten ostatni co był. Dnia poprzedniego dostałem telefon od Żaby że razem z Robertem jutro jadą po telewizor i ze się spotykamy około 13 coś pod Roberta mieszkaniem. No dobra i tu się zaczynają schody… Po pierwsze trzeba wstać co jest już nie lada wyczynem i do tego się ubrać, zjeść coś i trafić na miejsce. Po długim namyśle stwierdziłem że zabiorę gitarę gdyż tam stoi pianinko a musiałem dopracować kilka rzeczy (i tak nic z tego nie wyszło ale to mniejsza). Ostatnie spojrzenie na mapę. Prosto, w prawo, prosto, przejść przez jezdnię, prosto, w lewo i prosto. Udało mi się po drodze 5 razy źle skręcić i 3 razy zgubić ale w końcu dotarłem. 

Coś przed 17 jechaliśmy po telewizor. Załadowała się ekipa do czerwonego Matiza i jedziemy. Trzech wielkich chłopa, no dobra przesadziłem z tymi trzema, 2 wielkich i Żaba : P (sorry Żaba ale i tak jesteś zajebisty :P ). Musicie wiedzieć że Wrocław pod względem organizacji ruchu, znaków i wszystkiego co się z tym wiąże jest masakryczny ale dzięki niezawodnej nawigacji Hołowczyca przejeżdżając Bóg wie gdzie i którędy dojechaliśmy do celu. 

Telewizor- stary, kineskopowy jeżeli dobrze pamiętam 23 cale może więcej… No to teraz sobie wyobraźcie Matiza, telewizor rozmiarów pokaźnych no mniej więcej jak buda dla psa tylko że bez dachu ;) i 3 chłopa. Skrót tego co się działo…
- Damy radę ?
-  Nie wiem.
-  Nie tą stroną!
-  No pchaj! Albo nie, czekaj najpierw ja.
- Uważaj na śmietanę!
- Jeszcze jest cała. 
- Uff... Jedziemy.
No mniej więcej. Wracając Żaba szukał stacji. Patrzy na GPS-a i jest znaczek. I tu nasuwa się pytanie. -Skąd wiesz że to jest duża stacja? Na co Żaba odpowiada –No małych na GPS-sie nie zaznaczają chyba. Jedziemy, szukamy. Gdzie ta stacja? Jest, jest i ona upragniona, wyczekiwana stacja… rozmiarów budki do lodów :P i do tego bez 95. No i dupa, benzyny nie będzie. 

Dojechaliśmy do mieszkania Roberta. Trzeba gdzieś zaparkować. Wysoki krawężnik ale nie no to jest Matiz damy radę. BRRRRRRRRRRRR…. Bum. „Musze sie rozbujać” BRRRRRRRRRRRRRRRRR…. Bum. Krawężnik - Matiz 1:0 ale jeszcze tę wojnę wygramy  :P No dobra teraz trzeba wyjść. Hmm… Żaba, Robert, Ja, zakupy w tym śmietana, i na koniec telewizor. Ciekawe jak się na nas dwie młode kobiety patrzyły które stały obok… Telewizor okazał sie cholernie ciężki, a trzeba było go wnieść na 5 piętro chyba, w każdym razie za wysoko. Ale daliśmy radę. Gdy chłopaki podłączali TV i Guitar Hero ja zrobiłem szybko obiad. I tak oto pięknie aż do 23 zleciał nam czas przy Guitar Hero po pysznym kurczaku w sosie pomidorowym z papryką, pieczarkami i cebulą polanym na ryż (POLECAM!!!)

P.S. (nie ma zdjęć gdyż nie miałem aparatu, ale się poprawię)  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz