Wtorek któryś tam
chyba ten ostatni. Tak… zdecydowanie ten ostatni co był. Dnia poprzedniego dostałem
telefon od Żaby że razem z Robertem jutro jadą po telewizor i ze się spotykamy około
13 coś pod Roberta mieszkaniem. No dobra i tu się zaczynają schody… Po pierwsze
trzeba wstać co jest już nie lada wyczynem i do tego się ubrać, zjeść coś i
trafić na miejsce. Po długim namyśle stwierdziłem że zabiorę gitarę gdyż tam
stoi pianinko a musiałem dopracować kilka rzeczy (i tak nic z tego nie wyszło
ale to mniejsza). Ostatnie spojrzenie na mapę. Prosto, w prawo, prosto, przejść
przez jezdnię, prosto, w lewo i prosto. Udało mi się po drodze 5 razy źle
skręcić i 3 razy zgubić ale w końcu dotarłem.
Coś przed 17 jechaliśmy po telewizor. Załadowała się ekipa
do czerwonego Matiza i jedziemy. Trzech wielkich chłopa, no dobra przesadziłem z
tymi trzema, 2 wielkich i Żaba : P (sorry Żaba ale i tak jesteś zajebisty :P ). Musicie wiedzieć że Wrocław pod
względem organizacji ruchu, znaków i wszystkiego co się z tym wiąże jest
masakryczny ale dzięki niezawodnej nawigacji Hołowczyca przejeżdżając Bóg wie
gdzie i którędy dojechaliśmy do celu.
Telewizor- stary, kineskopowy jeżeli dobrze pamiętam 23 cale
może więcej… No to teraz sobie wyobraźcie Matiza, telewizor rozmiarów pokaźnych
no mniej więcej jak buda dla psa tylko że bez dachu ;) i 3 chłopa. Skrót tego
co się działo…
- Damy radę ?
- Nie wiem.
- Nie tą stroną!
- No pchaj! Albo nie,
czekaj najpierw ja.
- Uważaj na śmietanę!
- Jeszcze jest cała.
- Uff... Jedziemy.
No mniej więcej. Wracając Żaba szukał stacji.
Patrzy na GPS-a i jest znaczek. I tu nasuwa się pytanie. -Skąd wiesz że to jest
duża stacja? Na co Żaba odpowiada –No małych na GPS-sie nie zaznaczają chyba.
Jedziemy, szukamy. Gdzie ta stacja? Jest, jest i ona upragniona, wyczekiwana
stacja… rozmiarów budki do lodów :P i do tego bez 95. No i dupa, benzyny nie będzie.
Dojechaliśmy do mieszkania Roberta. Trzeba gdzieś
zaparkować. Wysoki krawężnik ale nie no to jest Matiz damy radę. BRRRRRRRRRRRR….
Bum. „Musze sie rozbujać” BRRRRRRRRRRRRRRRRR…. Bum. Krawężnik - Matiz 1:0 ale jeszcze tę wojnę wygramy :P No dobra teraz trzeba wyjść. Hmm… Żaba, Robert, Ja, zakupy
w tym śmietana, i na koniec telewizor. Ciekawe jak się na nas dwie młode kobiety
patrzyły które stały obok… Telewizor okazał sie cholernie ciężki, a trzeba było
go wnieść na 5 piętro chyba, w każdym razie za wysoko. Ale daliśmy radę. Gdy
chłopaki podłączali TV i Guitar Hero ja zrobiłem szybko obiad. I tak oto
pięknie aż do 23 zleciał nam czas przy Guitar Hero po pysznym kurczaku w sosie
pomidorowym z papryką, pieczarkami i cebulą polanym na ryż (POLECAM!!!)
P.S. (nie ma zdjęć gdyż nie miałem aparatu, ale się poprawię)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz