Dawno, dawno temu… zarejestrowałem się na takiej oto stronie
http://nextbike.net/pl/index.php?id=aktu00&L= Długo się wahałem czy wypożyczyć
rower czy też nie, w końcu zmusiła mnie do tego Aga, nie w sensie dosłownym ale
tak zmusiła mnie (pozdrawiam Agę) :P tak więc let the story begin…
Ranek, około godziny jedenastej szybki telefon do Agi (bo
mówiła że wstanie wcześniej i pójdzie do Sky Tower) dryń, dryń… jest sygnał,
chwila czekania i słychać mega zaspany głos Agi „Halo, cześć Jawor, nie, nie
wstałam, ale już wstaję, nie wiem w ile się ogarnę, dobrze zadzwonię jak będę wychodzić,
pa”. No cóż, czekałem, w końcu zadzwoniła. Jako że nie mam jeszcze Urbancard
(karta miejska) stwierdziłem że w końcu wypożyczę rower. Spokojnie spacerkiem
idę do najbliższej stacji rowerowej z nadzieją że uda mi się wsiąść na rower. I
co się okazuje, że rowerów nie ma, to ja biedny lecę dalej. Najbliższa stacja
daleeeeeeeko………….. Dotarłem, patrzę przyglądam się dziwnej maszynie do
wydawania rowerów, no dobra biorę pierwszy z brzegu. Jakoś udało mi siego
wypożyczyć, ściągam łańcuch, podnoszę siodełko, wsadzam torbę do koszyka, a tu
sru… koszyk się zepsuł, spadł na ziemię, roweru nie będzie. Troszkę wkurzony
zwracam dokładnie w tym samy miejscu „wypożyczony”
rower. Login, pin, numer roweru, wszystko się zgadza aż tu nagle wyskakuje
komunikat „ Czy były jakieś problemy z wypożyczaniem roweru”, a na dole „tak” i
„nie”. Jak myślicie co kliknąłem? :P Mniejsza. W końcu mam upragniony rower.
Cieszyłem się jak dziecko na pierwszej przejażdżce i do tego hamuję się pedałami
do tyłu, normalnie byłem w siódmym niebie… Dumny ze swojego osiągnięcia ruszam
przejechałem 2 może 3 metry i światła :P Tak, światła we Wrocławiu są kochane,
zawsze zapalają się dziwnie i czekasz na nie długo, a na przejście masz ułamek
sekundy no ale nic, jadę!!! Wiatr we włosach, koszula rozwiana, koszyk na
miejscu niezapomniane uczucie… Jadę wzdłuż Uniwerku, przez Rynek aż do
Arkad. Miałem sie spotkać z Agą gdzieś
tam, dzwonie i ona mówi ze jest w spożywczym tam obok Arkad… hmm… Arkady wielki
budynek, stron ma cztery i gdzie tu jest spożywczy, ale jakoś się udało.
Pojechaliśmy do Agi.
Tego samego dnia, kilka godzin później, miałem przyjechać do
niej na obiad, stwierdziłem że jako że nie chce mi się jechać rowerem pojadę
busem. Jestem na przystanku, bus za 2 min. a no tak nie mam biletu . Żeby kupić
musiałem sie przedostać prze trzy przejścia dla pieszych do budki z biletami
która i tak byłą nieczynna, a tym czasem moje piękne 144 sobie uciekło. No cóż,
to zostaje rower, znowu biegnę po rower i jadę na za Plac Powstańców Śląskich
bo tam mogę go oddać, oczywiście sie gdzieś zgubiłem i tak moja podróż zamiast
trwać 20 min trwała ponad 1h ale bocznymi uliczkami jakoś dotarłem oddałem
rower i na piechotę dotarłem do Agi.
Podróż rowerem niby banalna rzecz, a zarówno
nieprzewidywalna i zaskakująca, a do tego jak cieszy :D Co więcej, dzięki tak
ciekawemu dniu udało mi się przekonać Agę do założenia sobie konta i przerzucenia
się na rower :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz