środa, 3 października 2012

Zwyczajna podróż okazuje się być nienormalną !!



Dawno, dawno temu… zarejestrowałem się na takiej oto stronie http://nextbike.net/pl/index.php?id=aktu00&L= Długo się wahałem czy wypożyczyć rower czy też nie, w końcu zmusiła mnie do tego Aga, nie w sensie dosłownym ale tak zmusiła mnie (pozdrawiam Agę) :P tak więc let the story begin…



Ranek, około godziny jedenastej szybki telefon do Agi (bo mówiła że wstanie wcześniej i pójdzie do Sky Tower) dryń, dryń… jest sygnał, chwila czekania i słychać mega zaspany głos Agi „Halo, cześć Jawor, nie, nie wstałam, ale już wstaję, nie wiem w ile się ogarnę, dobrze zadzwonię jak będę wychodzić, pa”. No cóż, czekałem, w końcu zadzwoniła. Jako że nie mam jeszcze Urbancard (karta miejska) stwierdziłem że w końcu wypożyczę rower. Spokojnie spacerkiem idę do najbliższej stacji rowerowej z nadzieją że uda mi się wsiąść na rower. I co się okazuje, że rowerów nie ma, to ja biedny lecę dalej. Najbliższa stacja daleeeeeeeko………….. Dotarłem, patrzę przyglądam się dziwnej maszynie do wydawania rowerów, no dobra biorę pierwszy z brzegu. Jakoś udało mi siego wypożyczyć, ściągam łańcuch, podnoszę siodełko, wsadzam torbę do koszyka, a tu sru… koszyk się zepsuł, spadł na ziemię, roweru nie będzie. Troszkę wkurzony zwracam dokładnie w tym samy  miejscu „wypożyczony” rower. Login, pin, numer roweru, wszystko się zgadza aż tu nagle wyskakuje komunikat „ Czy były jakieś problemy z wypożyczaniem roweru”, a na dole „tak” i „nie”. Jak myślicie co kliknąłem? :P Mniejsza. W końcu mam upragniony rower. Cieszyłem się jak dziecko na pierwszej przejażdżce i do tego hamuję się pedałami do tyłu, normalnie byłem w siódmym niebie… Dumny ze swojego osiągnięcia ruszam przejechałem 2 może 3 metry i światła :P Tak, światła we Wrocławiu są kochane, zawsze zapalają się dziwnie i czekasz na nie długo, a na przejście masz ułamek sekundy no ale nic, jadę!!! Wiatr we włosach, koszula rozwiana, koszyk na miejscu niezapomniane uczucie… Jadę wzdłuż Uniwerku, przez Rynek aż do Arkad.  Miałem sie spotkać z Agą gdzieś tam, dzwonie i ona mówi ze jest w spożywczym tam obok Arkad… hmm… Arkady wielki budynek, stron ma cztery i gdzie tu jest spożywczy, ale jakoś się udało. Pojechaliśmy do Agi.
Tego samego dnia, kilka godzin później, miałem przyjechać do niej na obiad, stwierdziłem że jako że nie chce mi się jechać rowerem pojadę busem. Jestem na przystanku, bus za 2 min. a no tak nie mam biletu . Żeby kupić musiałem sie przedostać prze trzy przejścia dla pieszych do budki z biletami która i tak byłą nieczynna, a tym czasem moje piękne 144 sobie uciekło. No cóż, to zostaje rower, znowu biegnę po rower i jadę na za Plac Powstańców Śląskich bo tam mogę go oddać, oczywiście sie gdzieś zgubiłem i tak moja podróż zamiast trwać 20 min trwała ponad 1h ale bocznymi uliczkami jakoś dotarłem oddałem rower i na piechotę dotarłem do Agi. 

Podróż rowerem niby banalna rzecz, a zarówno nieprzewidywalna i zaskakująca, a do tego jak cieszy :D Co więcej, dzięki tak ciekawemu dniu udało mi się przekonać Agę do założenia sobie konta i przerzucenia się na rower :P   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz