środa, 17 października 2012

Gdańsk odwiedza Wrocław

Chwilę przed 7 rano zadzwonił spodziewany domofon (miałam wstać wcześniej żeby ogarnąć śniadanie dla mojego przybysza, ale oczywiście to mi się nie udało). W drzwiach ukazała się miła buzia Szuba przynosząca ze sobą odrobinę Gdańska i swoją indywidualną pozytywną energię. Zjedliśmy ładnie śniadanie po czym Łukasz stwierdził, że skosztuje odrobinę mojego studenckiego życia i potowarzyszy mi na wykładach. Tu niestety trafił na zestaw tych chyba najbardziej nudnych, przez co zmyliśmy się w połowie drugiego bo kobieta mówiła o rzeczach z zakresu informatyki, które wiem od czterech lat, więc nic nowego. Później już samotnie przeżyłam ćwiczenia z budownictwa i wróciłam do domu na upragniony obiad. Odwiedziliśmy przy okazji pocztę (polecony od mamy, dziękuję za moje CV - sztuk 10) i polecieliśmy do sklepu po zestaw obiadowy. Łaziliśmy w kółko przez ładne pół godziny decydując się w końcu na piersi z kurczaka z warzywami (przepis autorski!). Żeby mieć co jeść na później znowu przeszliśmy na drugą stronę osiedla do tradycyjnej Biedronki po chipsy.

Pośpiewaliśmy, Jawor nawet gitarę przywiózł, ale to nic. Zdecydowanym hitem odwiedzin Łukasza był popcorn robiony najstarszym znanym nam sposobem czyli w garnuszku z olejem, bo mikrofalówki nie posiadam. Cudem żadne z nas nie straciło oka, ale nic nie określi tej radochy jaka płynęła z uzyskiwania popcornu tą niekonwencjonalną metodą!

Przy okazji skorzystałam też z jego rzeczowej krytyki co do stroju galowego na immatrykulację - podziwiam, bo zdecydowanie się zajęło mi niezłą godzinę!

Ostatecznie Łukasz pojechał do Zgorzelca (bo taki był prawdziwy cel jego wyprawy, u mnie był tylko przy okazji) zobaczyć się ze swoją ukochaną, a mnie zostawił tu z nadzieją że jeszcze kiedyś przyjedzie uśmiechnąć się i zjeść ze mną śniadanie chociaż!














1 komentarz: