Chwilę przed 7 rano zadzwonił spodziewany domofon (miałam wstać wcześniej żeby ogarnąć śniadanie dla mojego przybysza, ale oczywiście to mi się nie udało). W drzwiach ukazała się miła buzia Szuba przynosząca ze sobą odrobinę Gdańska i swoją indywidualną pozytywną
energię. Zjedliśmy ładnie śniadanie po czym Łukasz stwierdził, że
skosztuje odrobinę mojego studenckiego życia i potowarzyszy mi na
wykładach. Tu niestety trafił na zestaw tych chyba najbardziej nudnych,
przez co zmyliśmy się w połowie drugiego bo kobieta mówiła o rzeczach z
zakresu informatyki, które wiem od czterech lat, więc nic nowego.
Później już samotnie przeżyłam ćwiczenia z budownictwa i wróciłam do
domu na upragniony obiad. Odwiedziliśmy przy okazji pocztę (polecony od
mamy, dziękuję za moje CV - sztuk 10) i polecieliśmy do sklepu po zestaw
obiadowy. Łaziliśmy w kółko przez ładne pół godziny decydując się w
końcu na piersi z kurczaka z warzywami (przepis autorski!). Żeby mieć co
jeść na później znowu przeszliśmy na drugą stronę osiedla do
tradycyjnej Biedronki po chipsy.
Pośpiewaliśmy, Jawor nawet gitarę przywiózł, ale to nic. Zdecydowanym
hitem odwiedzin Łukasza był popcorn robiony najstarszym znanym nam
sposobem czyli w garnuszku z olejem, bo mikrofalówki nie posiadam. Cudem
żadne z nas nie straciło oka, ale nic nie określi tej radochy jaka
płynęła z uzyskiwania popcornu tą niekonwencjonalną metodą!
Przy okazji skorzystałam też z jego rzeczowej krytyki co do stroju
galowego na immatrykulację - podziwiam, bo zdecydowanie się zajęło mi
niezłą godzinę!
Ostatecznie Łukasz pojechał do Zgorzelca (bo taki był prawdziwy cel jego
wyprawy, u mnie był tylko przy okazji) zobaczyć się ze swoją ukochaną, a
mnie zostawił tu z nadzieją że jeszcze kiedyś przyjedzie uśmiechnąć się
i zjeść ze mną śniadanie chociaż!
Fantastiko :) <3
OdpowiedzUsuń